Przygody... cz. 3. Jest słońce, są kobiety i plaża, więc nadszedł czas Mintaja żeglarza.
Część trzecią moich ostrych animozji natury społecznej dedykuję płci pięknej. Przewidując nerwowość moich ex-bejbe, chciałbym zapewnić te z was, które były w porządku wobec mnie i np. nie kurwiły się na boku, że możecie spać spokojnie, gdyż wasze dobre imię pozostanie nieskażone, mało tego zostaniecie celowo pominięte, ze względu na to że skupiam się tutaj na „złych” kobietach. To właśnie dzięki kobietom w moim życiu miałem wiele problemów, parę razy wjebałem się na minę typu, że wyrzucili mnie z liceum przez moją ex, oblałem pierwszy rok na studiach przez drugą moją ex i takie tam pomniejsze wątki niewarte przypomnienia typu złamane kilkakrotnie serce. „Tfardym trza być nie mjętkim”, więc mówiłem sobie trudno i żyłem dalej. Byłem kiedyś quasi-romantycznym małolatem, który żył sobie na nieświadomce i któremu wydawało się wówczas, że prawdziwa miłość istnieje naprawdę, a wręcz że to bardzo fajne i bezbolesne zjawisko, które przytrafia się ludziom czasami i prowadzi do szczęścia obydwu tych osób, a nie do upokorzeń, rozczarowań i bólu istnienia. Jak to ładnie ktoś kiedyś powiedział „baby to chuje oprócz naszych żon i matek”. Kimkolwiek on był, to ciężko nie przyznać mu racji. Wnioskuję to z własnych przykrych doświadczeń ze sfery miłosnej. Nie twierdzę przy tym, że byłem święty, jednak na początku mojego życia, w sensie w okresie dojrzewania i wczesnej dorosłości to właśnie kobiety okazywały się być dokładnie tymi sukami co Ewa, która kazała zerwać niewinnemu Adamowi jabłko z rajskiego ogrodu, tzw. zakazany owoc. Nie w takim sensie oczywiście, że molestowały mnie seksualnie, znaczy się to też, ale mam na myśli bardziej, że sprowadzały mnie na złą drogę w pewien sposób. To właśnie wy - kobiety stworzyłyście ze mnie emocjonalnego wampira, który żywi się waszymi uczuciami niczym, nie przymierzając, dementor z książek/filmów o Harrym Potterze. Dziwna faza bycia „wafelkiem królowej” skończyła mi się mniej więcej w momencie, gdy odebrałem dowód osobisty. Stwierdziłem, że związki damsko-męskie to tylko gra, polegająca na tym, że wygrywa ta osoba, która bardziej zrani uczucia drugiej osoby, a kto się angażuje w związek za mocno ten zawsze przegrywa, bo ma wtedy najwięcej do stracenia, jest najbardziej podatna na ciosy i przeważnie zostaje bez niczego, w dodatku z raną na sercu. Uznałem wówczas, że wbrew pozorom zarówno najbezpieczniejszą jak i najatrakcyjniejszą formą relacji przeciwnych płci jest właśnie seks. Nie bardzo jestem również skłonny uwierzyć w przyjaźń damsko-męską, ponieważ moim zdaniem stanowi ona przeważnie tylko okrężną drogę do łóżka... tj. objazd, czyli zabieranie się do seksu od dupy strony. Nie o tym jednak chciałem tutaj pisać, choć należało się wam jakieś słowo wstępne objaśniające pojmowanie przeze mnie pewnych spraw. Przejdźmy zatem do dań mięsnych, jeśli strawiliście już ten aperitif. Jak miałem 19 lat to braciszek załatwił mi robotę w Mielnie na sezon, sprzedawałem więc piwo i napoje na promenadzie pod namiotem wraz z kumplami, których wkręciłem w ten biznes. Mieliśmy mały barek, parę stolików, mały namiot wystawiony w razie gdyby padało, lodówki z napojami, soczki itp., a co nie mniej ważne mieliśmy też wzmachol oraz kolumny wystawione na plażę, dzięki którym puszczaliśmy co chcieliśmy - nontoper mielonka! Były nawet jakieś skargi, od dziadków, którzy przyjechali nad morze żeby odpoczywać, a nie słuchać „kociej muzyki” czy „jakiś czarnuchów z dżungli”. Jakby nie mogli pójść 0,5 km dalej, bo przecież w Polsce mamy tylko jakieś 500 km wybrzeża to muszą usiąść w miejscu, w którym akurat leci fajna muza. Przeważnie puszczaliśmy jakieś rapy, mieliśmy niestety wtedy tylko radio na kasety, bo ktoś z nas już w drugi dzień pracy zepsuł discmana i laser przestał czytać płyty. W każdym razie mieliśmy zajebisty soundsystem, tylko że graliśmy z kaset jakieś składanki z rapem nagrywane z radia, albo mixtape’y typu AND1 czy Funkmaster Flex i jakieś polskie rap kasety typu Grammatik, Fisz, HST bodajże i inne kiedy mieliśmy zajawkę na taki klimat. Jeden z nas musiał zostawać tam na noc, żeby pilnować interesu, więc mieliśmy otwarte 24 h, jednak każdy z nas przysypiał między 4-6 rano, bo jakoś nie było ruchu. Oczywistym jest, że kręciło się tam mnóstwo pięknych kobiet, które zniesmaczone wszechobecną techniawką w okolicznych klubach przychodziły do nas posłuchać bardziej znośnej dla nich muzyki. W ten sposób nawiązywałem nowe znajomości, które najczęściej znajdywały swój finał na wydmach tj. jak to określa Leszek „wydymkach”. Nawet nie mogę powiedzieć, że to ja te laski podrywałem, to raczej one prosiły mnie na spacer po pracy... Z jedną z nich, niejaką Paulą, starszą ode mnie o 3 albo 4 lata studentką z Poznania spędziłem cudowną noc na plaży. Poszliśmy na spacerek, wzięliśmy ze sobą kocyk, ułożyliśmy się wygodnie na piasku w ustronnym miejscu, podziwialiśmy gwiazdy oraz blask księżyca, prowadziliśmy ciekawe i zajmujące rozmowy, całując się namiętnie i przytulając w tej niezwykle romantycznej, niczym w powieści Nad Niemnem, scenerii. Po czym wspomniana Paula rozpięła mi spodnie i samoczynnie dokonała aktu, który w łacinie nosi nazwę fellatio, a w języku Shakespeare’a nazywane jest popularnie blowjob. Pierwsze 2 razy ejakulat oddawałem na piasek, aby nie pobrudzić przypadkiem buźki sympatycznej blond-poznaniaki. Za 3 jednak razem zadała mi ona zajebiście ważne pytanie, cytuję: „dlaczego nie dajesz mi połknąć, misiu”? No, więc misiu dał jej połknąć... Następnego dnia wracała już do Poznania, ale poszliśmy jeszcze razem na piwo z jej koleżanką do miejscowego pubu, gdzie lachony opowiadały mi wspólnie, że kilka dni wcześniej poszły na gang bang z jakimś typem i robiły go w trójkącie. Po czym stwierdziły, że szkoda że już wyjeżdżają, bo jestem sympatycznym małolatem, coprawda jeszcze mało doświadczonym, ale jak mam ochotę to też chętnie mogą spełnić moje fantazje erotyczne. Myślałem, że takie rzeczy dzieją się tylko w pornolach, ale najwidoczniej myliłem się. Typowe seksturystki - pomyślałem sobie, przyjeżdżają nad morze, żeby się pobzykać. Nie miałem im wcale tego za złe, wręcz przeciwnie, trochę było mi szkoda, że już wyjeżdżały... Wziąłem nawet numer telefonu od Pauli, ale dała mi jakiś domowy, więc się zdziwiłem trochę. Miałem do niej zadzwonić kiedyś tam, ale skasowałem jej numer, bo po sezonie poszedłem do kościoła się wyspowiadać, gdyż nabroiłem z deko w tym czasie i nie chciałem już mieć tak nieczystych myśli... Spotkałem ją w zeszłym roku na dworcu jak wracałem z HipHop Kempu pod koniec sierpnia, to była ona bez cienia wątpliwości, tylko że ona mnie nawet nie zauważyła. Nie próbowałem do niej zagadać, bo stała z jakąś inną koleżanką i jakimś dużym typem czekając na busa do Mielna. Whatever.
Następny wątek mojej opowieści dotyczy mojej ex-bejbe, z którą byłem,
o ile dobrze pamiętam, jakieś 8 miesięcy.(mam nadzieję, że to czytasz ździro!!!) Przepraszam za takie chamskie wynurzenia sfery prywatności drugiej osoby, jednak ten wątek stanowi moją prywatną vendettę na lasce, która zrobiła mnie bezceremonialnie w chuja. Była to wówczas niepisana miss osiedla, zdaniem okolicznego elementu był to prześliczny lachon, którego każdy patol z osiedlany mi potem zazdrościł. Największym jej mankamentem było to, że miała straszne kłopoty z cerą tj. paskudny trądzik, a w dodatku malutki rozumek. Odbiłem ją jej chłopakowi, na którego skarżyła mi się, że on jest nieśmiały, niedoświadczony i się wstydzi za bardzo przez co kilka razy nie doszło do ich pierwszego razu, bo on spanikował albo nie mógł przebić się przez jej „zaporę”. Jak to mówią, nie umiał jej zdjąć simlocka... Postanowiłem wkroczyć do akcji. Po tygodniu chodzenia za rączkę uporałem się z tym problemem... Później często wypominała mi, że za pierwszym razem nie było tak zajebiście, bo ją bolało, że byłem niedelikatny i krwawiło jej. (Kobieto ogarnij się, takie błony jak twoja usuwa się operacyjnie w gabinecie ginekologicznym !) Nasz związek byłby całkiem spoko, gdyby przestała się odzywać, ponieważ po pigułkach antykoncepcyjnych, które przyjmowała była nie do zniesienia. Za dużo estrogenów czy coś, hormony jej nie służyły w każdym razie. Poza tym wkurwiała mnie jej matka, która nakryła nas kiedyś jak wcześniej wróciła z pracy i zaczęła pierdolić coś o tym, że nie chce mieć wnuka. Zmierzam powoli do sedna sprawy. Kiedyś kochaliśmy się u niej w domu, jej mamy akurat nie było, ale był za to jej pojebany jamnik, który kilka razy próbował mnie ugryźć, a jak tylko mnie widział to szczekał jak sam skurwysyn. Od tej akcji wyrażenie „pies Ci mordę lizał” nigdy nie będzie już dla mnie takie samo... No więc kochaliśmy się z nią nota bene w pozycji „na pieska”, gdy wtem na łóżko wskoczył jej jamnik... położył się na swoim tułowiu na kołdrze i zaczął lizać mi JAJA ! Myślę sobie, WTF ? To, że ona cierpi na chroniczny chujowstręt, nie oznacza wcale, że ma to robić za nią jej jamnik !!! Tyle a propos animal porno, bo to było trochę niesmaczne, z czego zdaję sobie sprawę. Innym razem zabrałem ją nad morze, oczywiście do Mielna, bo najbliżej. Było wtedy lato, cieplutko, więźliśmy kocyk i zrobiliśmy sobie mały piknik we dwójkę. Oczywiście zachciało nam się bzykać na łonie natury... więc poszliśmy z kocykiem na wydmy szukać ustronnego miejsca do harców J Niestety na wydmach unosił się zapach moczu i na piasku znajdowało się wiele ludzkich fekaliów. Nic to, pomyśleliśmy, damy radę ! Poszliśmy kawałek dalej do takiego lasku za wydmą. Wcale nie pachniało morskim wiatrem, jednak teren był w miarę czysty. Fiku miku na kocyku, komar ugryzł mnie w tyłek, ale trzymam się twardo zmierzając do happy endu. Wtem na wydmie stanął jakiś łepek, wyjął fujarkę i leje... Myślałem, że sobie pójdzie jak załatwi swoją potrzebę, ale ten zbok zaczął chamsko walić gruchę na naszych oczach... Myślę sobie chuj z nim, nie będziemy przerywać w takim momencie, niech się brandzluję i wypierdala. Dotarliśmy do happy endu i wszyscy byli szczęśliwi. Ten zwyrol też. To tyle tytułem zemsty na byłej dupie, która okazała się być „samicą psa” i zostawiła mnie dla innego typa w dziwnych okolicznościach, kiedy tylko rozstał się ze swoją maniurą. Życie pokazało, że sama najbardziej się ukarała takim wyborem, bo wszyscy jej znajomi wiedzą, że jej facet ją bije po buzi z błahych często powodów(bo zupa była za słona!).
Następna „samica psa” ma dziś rodzinę z synem, więc pewnie się już ogarnęła i nie pierdoli się po krzakach. Jednak przed zawarciem związku małżeńskiego miała quasi-narzeczonego, któremu nonstop robiła rogi. Była bezczelna do tego stopnia, że chciała mieć dwóch typów na raz, mnie i jego. A że wyjechała przecież na studia ze swojego miasteczka to tylko ułatwiło jej zadanie. Ta sielanka trwała jakiś miesiąc po czym on się zorientował co jest cięte, przy czym nasze koleżanki ze studiów wiedziały od początku o wszystkim, jednak żadna z nich nie raczyła mi powiedzieć mi co jest grane(solidarność jajników kurwa?). Skończyło się to awanturą podczas imprezy w klubie, gdzie jej przyszły mąż przyjechał po mnie z kolegą o wymiarach szafy gdańskiej. Dobrze, że ochrona w klubie była ogarnięta... Ona twierdziła wówczas, że między nimi jest wszystko skończone, że mówiła mu o tym i że chce być ze mną. Tydzień później zmieniła zdanie i wróciła do niego. Trochę bolało, ale koniec końców wyszło to wszystkim na dobre. Głowy innych ex-panien postanowiłem oszczędzić, bo żadna z nich nie była nawet w połowie tak perfidna jak te dwie. Mam jeszcze masę historii do opowiedzenia w tym temacie, z tym że to jest już zajęcie na pełny etat, a jak dumnie głosi nazwa mojego bloga, robię to na ćwierć gwizdka.
Koniec części trzeciej.