wtorek, 18 maja 2010

Przygody... cz. 2

Przygody... cz. 2 – ławka, chłopaki z kamienic, osiedle. Bronx, Harlem czy Compton ?

Zastanawiałem się chwile nad II częścią mojej spektakularnej autobiografii i postanowiłem, że będą to wątki osiedlowe. Przy czym jestem zmuszony do wprowadzenia swoistej autocenzury pewnych historii i wybiórczość przy dokonywaniu selekcji, ze względu na krótką formę literacką spłycając je do meritum sprawy. Zmuszony jestem także pomijać pewne wątki, które mogły by zaszkodzić komuś lub sprawić że ktoś poczuje się śmiertelnie urażony, bądź także, co chyba najbardziej niebezpieczne, zainteresować organy ścigania. Jako że wbrew pozorom nie jestem wcale niedoszłym samobójcą czy masochistą, więc jakoś nie lubię sobie „strzelać w stopy”. Cofnijmy się więc w czasie o jakieś 20 lat. Wywodzę się z osiedla na którym od dziecka obserwuję nierówność społeczną i z którego ludność stopniowo „emigruje” do domków na przedmieściach. Z jednej strony poniemieckie kamienice ogrzewane węglem z lokatorami, którzy lubią suto zakrapiane imprezy w środku tygodnia, głośną muzykę i awantury, z drugiej strony ciut nowsze bloki pierwszej powojennej spółdzielni mieszkaniowej w Koszalinie z lokatorami, którzy cenią sobie spokój i porządek. Między jedną a druga stroną podwórka w latach 80-tych był kiedyś nawet mur, który stanowił granicę między normalnością z bloków a patologią z kamienic. Po zmianie ustrojowej mur został zburzony, znaczy się runął razem z tym berlińskim, ale pozostała pewna niewidzialna bariera mentalna między jedną stroną osiedla a drugą. Moi koledzy z osiedla zamieszkujący tą „złą” stronę od zawsze mieli problemy w nauce, bo wagarowali, przez co notorycznie nie zdawali do następnej klasy. Jeden z nich przerósł samego siebie nie zdając w I klasie szkoły podstawowej z... matematyki. Większość z nich ma za sobą dłuższe lub krótsze pobyty w zakładach penitencjarnych. Ich główne przewinienia to były przeważnie doliniarstwo, dziesiony, szaber na działkach, paserstwo i takie tam. Już będąc dzieciakami znajdowaliśmy na placu zabaw zakrwawione strzykawki z jakąś ciemną cieczą w środku... Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy do czego to służy. Jednak część z kolegów, gdy już trochę podrośli, postanowili przekonać się sami. Zaczęli od zbierania halugrzybków, paleniu sztynksu, później papiery, a skończyli na kompocie. Jeden z nich, niepisany „król” osiedla doprowadził się do takiego stanu, że kradł ubrania własnemu bratu, żeby wiadomo co robić. Kiedyś tam wyszedł nawet na wolność i spotkałem go wtedy, ale wyglądał jak śmierć. Nie minął tydzień i wrócił na cele, bo zrobił dziesionę jakiejś babci. Podobnie było z resztą moich kolegów z piaskownicy. W sumie chyba tylko 3 osoby z tych ludzi, których znałem wtedy, nigdy nie weszło w konflikt z prawem, a było nas kilkunastu i od dziecka razem graliśmy w piłkę, w 5 dup, graliśmy w podchody, chowanego itp. Skalę tego zjawiska na naszej osiedlanie uświadomił mi kiedyś pewien pijak, który jak się okazało nie zawsze był żulem. Podszedł do nas w przypływie refleksji i zaczął opowiadać o starych czasach i ludziach mieszkających nieopodal, po czym opowiedział nam historię swojego życia. Rozprawę swoją zaczął od słów: „wiecie chłopaki, kiedyś się skurwiłem i wstąpiłem do prostytucji”. Miał na myśli Milicję Obywatelską oczywiście. Był kryminalnym i zajmował się m.in. ściganiem przestępstw narkotykowych. Opowiedział nam o okolicznych melinach, ćpunach i o wytwórni hery w suterenie pobliskiej kamienicy, która miała być jego zdaniem jedną z pierwszych wykrytych w Polsce, już w latach 70-tych ! Kiedyś wynosiłem śmieci, a w tym czasie sąsiad z kamienicy obok zaczął w narkotycznym transie wyrzucać wszystko ze swojego pokoju. 2 metry ode mnie spadł na ziemię odbiornik radiowy... Dobrze, że stanąłem w bezpiecznej odległości, bo chwile później wyleciał już... telewizor! Nie było mnie przy tej akcji, ale niedługo później ten sam typ usiadł na parapecie i zagroził, że chce się zabić i wyskoczy z okna. Przyjechała straż pożarna i policja. Skoczył z 2 piętra na trampolinę, więc nic mu się nie stało, z tym że pojechał prosto do Monaru. Skoro już piszę o skakaniu z okna to inny mój sąsiad z kamienic spadł po pijaku z parapetu na 1szym piętrze na główkę. Normalnie przypierdolił głową o ziemię i przeżył. Ma tylko guza mózgu i nie chce się dać zoperować. Z resztą to jest właśnie najsławniejszy menel w mieście. Mój człowiek Leśmian przyznawał mu corocznie tytuł menela roku. Chodzi oczywiście o nomen omen Stefana Batorego. Rodzice chyba nie zdawali sobie sprawy jak bardzo skrzywdzili swoje dziecko dając mu na imię Stefan, czyli tak samo jak pewnemu królowi Polski. Stefan miał przez to niestety zawsze przejebane np. w latach 80-tych spał sobie w parku na ławce a tu budzi go M.O. i mówią do niego: „dokumenty!”, a on na to „nie mam!”, „nazwisko!”, a on „Batory”, a oni na to „i co może jeszcze kurwa Stefan ?”, a on „no tak” i w tym momencie okrutni milicjanci wyciągają pałki i biją biednego Stefana za to tylko że podał swoje prawdziwe imię i nazwisko. Stefan potrafi przerzucić łopatą 2 tony węgla do piwnicy za 2 piwa, które wypija potem „na raz”. Dzięki temu sąsiedzi chętnie korzystają z jego usług. Kiedyś podszedł do nas i chciał wziąć łyka świeżo otwartej nalewki miód-lipa. Oczywiście nikt nie chciał po nim pić, więc kazaliśmy mu wypić całą butelkę 1 łykiem. Wypił w parę sekund i jak kafka padł na chodnik. Alkohol nadal trzyma go przy życiu. Spotkałem go przedwczoraj i coś tam sobie śpiewał jak zwykle.
Koniec części drugiej.

2 komentarze:

  1. coraz lepiej. ja chodziłem do SP nr 7 i tamże kolega nie dostał promocji z zerówki do pierwszej klasy (sic!) a koleżanka z kolegą w pierwszej klasie natomiast nie zdali z polskiego. mocne historie zawsze spoko.

    OdpowiedzUsuń
  2. W gimaznjum chodziłem do klasy z ziomusiem. Widać było, że spokojny chłopak, ale w życiu nie mial szczęścia. z patologicznej rodziny był. stąd też w momencie w którym przyszedł a raczej spadł do mojej klasy był ode mnie 3 lata starszy, ale nie był typem 'rozrabiaka' tylko spokojnego wyjebkowicza. po opuszczeni gimnazjum jedyny kontakt jaki miałem z jego osobą był przez telewizję, z której dowiedziałem się że ukradł babulince 50 złotych na dragi, ale tak niefortunnie ja okradł, że zarazem pozbawił ją życia. zatrzymany popełnił samobója.

    Innych paru gości z którymi chodziłem w podstawówce/gimnazjum handluje, ćpa i bóg wie co jeszcze.

    na normalnych ludzi wyszło 10 osób na 40 z którymi dzieliłem klasy.

    smutne statystyki ?
    25 % ludzi ogarnia życie chociażby minimalnie.
    w tym momencie sądź dobrze o przyszłości Polski.

    OdpowiedzUsuń